poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział I

Dziś wielki dzień. Byłyśmy już w drodze do Londynu, choć do koncertu zostało nam jeszcze 10 godzin. Cloud obudziła mnie dopiero gdy byłyśmy w mieście. Przejeżdżałyśmy przez słynny londyński most. Zrobiłam kilka fantastycznych fotek, na pamiątkę tych wspaniałych chwil. Byłam tak zafascynowana dzisiejszym wieczorem, że szczerze miałam niezły mętlik w głowie.
-No to jesteśmy! -krzyknął sympatyczny kierowca ekskluzywnego samochodu o niezwykle oryginalnym nazwisku jak na anglika- pan Smith i jednocześnie wyrwał mnie z zamyślenia.
W tak krótkim czasie bardzo go polubiłam. Sądzę, że mógł mieć około 35 lat, ubrany był w tradycyjny strój lokaja, na głowie prześwitywała lekka łysina.
Spojrzałyśmy z Cloud na siebie nawzajem i wybiegłyśmy z auta, stając przed ogromnym hotelem w angielskim stylu. Kierowca zajął się walizkami, a my stałyśmy jak wryte przyglądając się wszystkiemu wokół. Pierwszy raz w życiu byłam w Londynie. pierwszy raz w życiu widziałam coś tak pięknego jak ten hotel!
-Kiedy One Direction przyjedzie do hotelu? -zapytałam pana Smitha, drepcząc z nogi na nogę.
-Będą tu tylko na chwilę przed koncertem, by zostawić rzeczy. Nie martwcie się, zobaczycie ich jeszcze dzisiaj. -uśmiechnął się do mnie i tym samym mu się odwdzięczyłam - Chodźcie.
Złapałam Claudię za rękę. Weszliśmy przez ogromne lekko pozłacane drzwi do miejsca naszego pobytu. W środku hotel był jeszcze bardziej ekscytujący. Mieliśmy tu zapewnione 5 dni z wyżywieniem. 5 dni tak blisko chłopaków.
Pan Smith zaprowadził nas do naszego apartamentu. Obie otworzyłyśmy szeroko usta ze zdziwienia. Otaczały nas nowoczesne meble, warte pewnie więcej niż nasze domy razem wzięte. Na przeciwko wejścia, w salonie oddzielonym od kuchni połyskującą wyspą prowadzącą od ściany stały dwie białe, kanciate kanapy. Za nimi można było dostrzec ogromny telewizor plazmowy. W oczy rzuciła nam się genialna sypialnia, której drzwi otwarte były na salon. Wbiegłyśmy do niej rzucając się na nieskazitelne łóżko. Ciekawe co pan Smith sobie o nas pomyślał - dwie dzikie wariatki skaczące po tak drogocennym łóżku.
-Macie taką jeszcze jedną.- poinformował nas nasz kierowca z lekko drwiącym uśmiechem stawiając bagaże w salonie.
Spojrzałyśmy na siebie z Cloud - Niepotrzebna! -krzyknęłyśmy równo i zaczęłyśmy się śmiać.
-Możemy ją panu odstąpić. - zażartowałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Uwierz mi, chciałbym, ale wiesz... praca. - powiedział łapiąc się za kark i puszczając mi przy tym oczko. -Tu macie bagaże, gdybyście czegoś potrzebowały dzwońcie pod ten numer. Ostatecznie o czwartej będę czekał na was pod hotelem. Do zobaczenia. - położył kartkę ze swoim numerem na niskim stoliku do kawy i wyszedł.
Claudia podeszła do walizek, chwytając 2 swoje, spojrzała na mnie-nadal leżącą na łóżku . Po chwili puściła walizki i usiadła na jednej z nich.
-Za kilka godziny zobaczymy ich na własne oczy! Ogarniasz, Vicky? Nasi przyszli mężowie.-oparła ręce o kolana, podpierając przy tym brodę.
Roześmiałam się na jej słowa i oparłam głowę o wielką beżową poduchę.
-Może wcale nas nie polubią? W końcu jesteśmy zwykłymi dziewczynami... Się przekonamy. -uniosłam delikatnie brwi. -Co my będziemy robić?! Tyle czasu nam zostało!
-Jak to?! Szykować się! -krzyknęła i wstała z impetem. Chwyciła swoje walizki i pobiegła do drugiej sypialni.
Pobiegłam za nią i stanęłam w drzwiach sypialni dość podobnej do tej, w której przed chwilą leżałam. Claudia postawiła walizki koło łóżka i ruszyła na dalsze polowanie.
Nigdy nie żyłyśmy w takim luksusie. Weszłyśmy do łazienki, w prawym kącie, jednak nie pod ścianą, stała wanna na metalowych nogach, kawałek dalej wisiało ogromne lustro nad umywalką i równie uroczy, staroangielski klozecik. Zdążyłam odwrócić się w stronę kuchni, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je z lekkim niepokojem.
-Witajcie dziewczyny! -przywitał nas 28-letni organizator konkursu miłym uściskiem. Zaczął opisywać nam plan naszego pobytu, a my słuchałyśmy go z iskierkami w oczach. - Tu macie swoje karty identyfikacyjne. Możecie się nimi posługiwać na terenie całego hotelu, na dole jest basen, łaźnie, club fitness... Zresztą co wam będę opowiadał. Same przejdziecie się to wszystko znajdziecie. Macie dostęp do wszelakich atrakcji tego hotelu. Posiłki spożywać będziecie w restauracji, która też jest na dole. A to.. To jest harmonogram, godziny odjazdów, przyjazdów, obiadów... - w tej chwili przerwałyśmy mu kwicząc.
-Będziemy na próbach 1D?! O ja cię kręcę! -pisknęłam dostając harmonogram w ręce.
-Tak jasne, zapoznajcie się z tym, w razie wątpliwości szukajcie mnie w pokoju numer 368. O drugiej macie obiad, potem czas wolny, o czwartej odjazd na koncert. Tu wszystko jest. - powiedział już prawie wychodząc. -A tak! Zapomniałbym:wejściówki za kulisy i takie tam pierdoły na koncertach. -wręczył nam dwie plakietki na ciemnych smyczach i przed wyjściem obdarzył nas jeszcze jednym ciepłym uśmiechem.
-Wszyscy tu są tacy strasznie mili, nie? -zauważyłam.
-Chciałam to samo powiedzieć. -uniosła prawy kącik ust Cloud.
-Hmm. Rozpakujemy się i lecimy oglądać to cudo? -zapytałam przyjaciółkę, a gestami starałam się przeistoczyć 'cudo' w synonim 'hotelu'.
-Jasne! -odkrzyknęła, wyciągnęła z torby płytę One Direction i włożyła sprawnie do DVD.
Pół godzinki później wyszłyśmy z pokoju na zwiedzanie hotelu.
~
-DALEJ! Już czwarta! -krzyknęłam do mojej małej grzebały, która jeszcze tkwiła w łazience.
Stanęłam przed lustrem przeczesując swoje długie, jedwabiste włosy i założyłam na szyję smycz z plakietką vipowską. Miałam na sobie dżinsowe szorty, odsłaniającą ramiona bluzkę z flagą Wielkiej Brytanii i swoje ulubione, czerwone trampki. Dla mnie liczyła się przede wszystkim wygoda. Kochana menda przepchnęła mnie z sprzed lustra, poprawiając włosy, a ja pociągnęłam ją za rękę.
-No idę, idę... -powiedziała cicho i wyszczerzyła się jak tylko mogła.
Zbiegłyśmy szybko na dół, w obawie, że pan Smith na nas nie poczeka. Chore, wiadome było, że by czekał. Wsiadłyśmy pośpiesznie do auta upewniając się, że zabrałyśmy wszystko. Ruszyliśmy.
Całą drogę siedziałam niespokojnie odliczając minuty do koncertu. Pierwsza wysiadłam z auta zaparkowanego na parkingu. Przeraziły mnie tłumy szalejących dziewcząt. Jednak otuchy dodawała mi obecność mojej przyjaciółki. Pan Smith wysiadł z nami.
-Wy chodźcie tędy. -zaprowadził nas do osobnego wejścia przy którym stało dwóch ochroniarzy, przywitali się jakby znali się już dobrych kilka lat.- No, to do zobaczenia potem.-kiwnął kiedy zostałyśmy wprowadzone do dosyć długiego jasnego korytarza, przez który przewijało się kilka osób.
Szłyśmy w stronę, w którą prowadziły nas znaki na ścianie, natknęłyśmy sie na drzwi. Niepewnie je pchnęłam, a naszym oczom ukazała się ogromna, głośna hala. W tej samej chwili dostrzegłyśmy ogromną scenę, obok nas stał facet, o sportowej sylwetce. Spojrzał na nas pytająco, a my pokazałyśmy mu swoje plakietki.
-Tam, pierwszy rząd pod sceną, wybierzcie sobie odpowiednie miejsca. -wskazał palcem w stronę najbardziej oświetlonego miejsca na hali i obdarzył nas uśmiechem. Śmiałam twierdzić, że te uśmiechy przypadkowo napotkanych ludzi można by dosłownie kolekcjonować.
Wśród przymocowanych do podłogi dość wygodnych tysięcy małych krzesełek było strasznie gwarno. Usiałyśmy praktycznie na środku rzędu, wokół nas wędrowało mnóstwo ochroniarzy, nasza 'loża' była szczególnie chroniona. Rozglądałam się próbując zakodować sobie każdy szczegół.
Na scenę wyszło pięć cudów świata, koncert się zaczął. Chłopcy przywitali się z widownią, kiedy nagle do naszych uszu dopłynęły pierwsze melodie znanych doskonale piosenek. Zatraciłam się totalnie w szaleństwie.
(...) -Dziękujemy wam wszystkim! Jesteście wspaniali! Do zobaczenia!- Wykrzyczał ze sceny Niall. Po czterech bisach dobiegł nieubłagany koniec koncertu.
Rozległ się zbiorowy pisk. Po chwili gwar ludzi opuszczających halę.Ja i Claudia podeszłyśmy do miłej pani ochroniarz, która stała koło barierki pod ścianą.
-Dobry wieczór. -obdarzyłam ją uśmiechem.-Gdzie mamy się kierować? -pokazałyśmy jej swoje plakietki.
-Och, to wy, szczęściary. - zaśmiała się.- Wejdźcie tędy. -odsunęła lekko barierkę tak żebyśmy mogły przejść za kulisy.- Idźcie o tam, gdzie ten facet w niebieskiej koszuli.
-Dziękujemy pani. -poleciałyśmy w zalecaną stronę. Kiedy odwróciłam się zauważyłam, że kilkanaście fanek napierało już na tę przemiłą panią, pewnie zauważyły, że nas wpuściła. Zrobiło mi się jej żal.
Kolejna osoba pokierowała nas dalej, kiedy stałyśmy już przed wspólną garderobą chłopców, chociaż nie wiem, czy można to było nazwać garderobą. Raczej pokój do odpoczynku. Wypuściłam głośno powietrze. Ręce strasznie mi się trzęsły, a serce biło jak szalone. Byłam tak podniecona i zachwycona, że jednocześnie chciało mi się wymiotować, płakać, skakać z radości i położyć ze szczęścia. Poczułam krew pulsującą w mojej czaszce.
~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz