niedziela, 27 maja 2012

Prolog

-Córcia, dobrze wiesz jak jest...odkąd urodziła się malutka są inne wydatki... -wsłuchiwałam się w troskliwy, mocno przekonujący głos mamy.
-Mamo, ale to moje marzenie! Oni są moim marzeniem! -wyszeptałam, a w moich oczach zabłysnęła łza.
-Przepraszam... -mocno mnie przytuliła. -Zrozum to...
-Okej, kocham cię. -pocałowałam mamę w policzek i uciekłam do swojego pokoju, tak aby nie widziała, że płaczę.
Opadłam ciężko na swoje puszyste łóżko i wzięłam do ręki netbooka.
DUPA.
Wyklikałam na klawiaturze i wysłałam Claudii. Pozwoliłam by pokój wypełnił się muzyką.
Bardzo chciałam jechać na ten koncert. Była to niesamowita okazja by zobaczyć chłopców, tak dawno nie grali w swojej ojczyźnie. Chłopcy... Czułam jakby byli moją rodziną. Pięć istot, które były moim natchnieniem, moim życiem. Niall - Ilandczyk, który zabiłby za odrobinę jedzenia, Zayn - zapatrzony w siebie, kochający lustra półbrytyjczyk-półpakistańczyk, Liam - najrozsądniejszy, chociaż nie najstarszy z całej grupy, boi się łyżek, Louis - najstarszy, najzabawniejszy, ma obsesję na punkcie szelek, ubrań w paski i zdrowego odżywiania... no i Harry - najsłodszy członek zespołu z burzą loków na głowie, kocha koty i chodzenie nago. Pięć istot, które tworzyły zespół ONE DIRECTION.
Na ekranie wyświetliła się wiadomość od mojej przyjaciółki.
U mnie to samo... No trudno, obiecuję ci, że jeszcze ich zobaczymy i zapamiętają nas na zawsze! Patrz co znalazłam!
Wysłała mi jakiś link, więc bez zastanowienia go otworzyłam. Byłam na gustownie urządzonej stronie informującej o konkursie, w którym nagrodą były dwa bilety na koncert, o którym marzyłam, wejściówki za kulisy, pobyt w jednym hotelu z chłopakami, pełne wyżywienie i kilka innych . Cud, miód, malina.
To jakiś kolejny shit, przecież i tak nie wygramy...
Napisałam, kiedy obczaiłam stronkę.
Never say never, kochanie :) wysyłam nasze zgłoszenie, ok?
Głupek, wieczna optymistka. Właściwie, byłam taka sama, dlatego się przyjaźniłyśmy, ale zrezygnowała mnie ta sprawa z brakiem kasy na wyjazd... Pozwoliłam Cloud [tak ją nazywałam, moją małą własną chmurką] wysłać zgłoszenie, ale nie miałam zbytnich nadziei...
~
Usłyszałam przeszywający dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzyłam oczy i spojrzałam na elektroniczny zegarek stojący naprzeciwko mojego łóżka. Była 7.15. "Boże, kto w sobotę o tej godzinie raczy przerywać mi błogi sen..." przeleciało mi przez myśl. Powolnie wyczołgałam się z łóżka aby uciszyć ten wstrętny dzwonek, który cały czas nacierał. Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi ziewając. Do moich uszu dobiegł głośny pisk, dopiero po chwili zorientowałam się, że pod drzwiami w piżamie stoi Claudia. Nie, ona nie stała, skakała jak idiotka wymachując mi rękoma przed oczami.
-Co ci... - nie dokończyłam, bo dziewczyna rzuciła mi się na szyję nadal skacząc.
-WYGRAŁYŚMY rozumiesz to?! JEDZIEMY do naszych skarbów! POZNAMY One Direction! Aaaaa! -krzyczała mi do ucha. Nagle odsunęła się i chwyciła mnie za ramiona. Oczy dosłownie jej się świeciły.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem i nieświadomie otworzyłam usta. Minęły dwa tygodnie od dnia, w którym Claudia wysłała zgłoszenie, a  codzienność pozwoliła zapomnieć mi o tym konkursie. Obraz mi się zamazał, po moich policzkach nachalnie zaczęły spływać łzy. Zaczęłam krzyczeć i skakać tak jak wcześniej robiła to moja przyjaciółka, a ona do mnie dołączyła. Nagle do holu weszła mama zawiązując szlafrok i pocierając zmęczone oczy.
-Dziewczynki! Obudzicie Em! -powiedziała i uśmiechnęła się. Była przyzwyczajona do takich akcji.
Podbiegłam do niej i wtuliłam się w nią z takim impetem, że obie poleciałyśmy na ścianę. Po chwili dołączyła do nas Cloud.
-Dlaczego płaczecie? - wyszeptała troskliwym tonem, uniosła moją głowę i spojrzała mi w oczy.
Znów zaczęłyśmy krzyczeć i oznajmiłyśmy jej, że jedziemy na koncert, którym marzyłyśmy. Zaczęła płakać. zawsze chciała mojego szczęścia. Nie wierzyła.
JEDZIEMY NA KONCERT ONE DIRECTION. Nie, ja też w to nie wierzę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz